W Mielniku nawet największy malkontent będzie miał problem ze znalezieniem dziury w całym.
Spoglądając na południe widzimy szerokie zakole Bugu. W nurcie rzeki, otoczonej wysokimi skarpami - bezludne wysepki, ostoja ptaków i to nie byle jakich. Na piaszczystych łachach gnieżdżą się, zagrożone w skali europejskiego kontynentu, sieweczki, brodźce i smukłe rybitwy.
Od północy dawna Puszcza Mielnica, z pozostałościami świetlistych dąbrów, grądami i murawami roślin światłolubnych. W miasteczku romantyczne ruiny starego zamku, mały rynek, kręte uliczki, a nawet piękny florystyczny rezerwat przyrody - Góra Uszeście.
Latem stoki góry pokrywają się tęczą barw, za sprawą muraw kserotermicznych, porośniętych unikalnymi w skali Europy roślinami lubiącymi kredowe podłoże i silne nasłonecznienie.
Pograniczne miasto ma ciekawą i burzliwą historię. Pierwsze wzmianki o Mielniku pochodzą z XI wieku. Krzyżowały się tu wówczas dwa szlaki handlowe. Rzeczny z Lwowa do Gdańska i lądowy z Wilna do Krakowa.
W początkach polskiej państwowości miasto stanowiło własność rosyjskiego księcia Daniela Szwarno. W XII i XIV wieku Mielnik przeżył dwa najazdy - Tatarów i książąt teutońskich. W ciągu kolejnych dwóch stuleci spokojnie rozkwitał pod panowaniem Litwinów. W 1440 roku uzyskał prawa miejskie, a w XVI wieku ziemia mielnicka weszła w skład państwa polskiego. Wówczas to rozpoczęto eksploatacje kredy. Były tu wówczas dwa kościoły, dwie cerkwie, 5 młynów i ponad 20 sklepów. Podczas potopu szwedzkiego miasto zostało ponownie spalone i straciło trzecią część ludności. W trakcie zaborów ziemie te przypadły Rosji.
Dzisiejszy Mielnik to miejsce czyste, ciche, spokojnie i gościnnie sprzyjające kontemplacji natury, wyciszeniu i rozkoszowaniu minionymi laty, w których to pośpiech kojarzył się chyba tylko z łapaniem pcheł.
Nie zawsze jednak było tu tak przyjemnie.
Dawno, dawno temu, jak głosi miejscowa legenda, w tej nadbużańskiej osadzie, zadomowił wyjątkowo złośliwy wodnik. O jego pochodzeniu różnie mówią. Jedni twierdzą, że narodził się około roku 1400, kiedy to bogaty kupiec zdarzający z Wilna do Krakowa utonął w nurtach Bugu.
Inni wiążą pojawienie się demona z pewnym chrześcijańskim mnichem, który przybył tu w połowie XV stulecia, zakochał się miejscowej rusałce i po krótkim i burzliwym z związku został przez boginkę utopiony.
Trudno rozsądzić, która wersja jest prawdziwa.
W opisie wodnika ludzie jednak są zgodni. Wzrostu był nikczemnego. Twarz miał pomarszczoną, rybie, zielonkawe oczy, włosy długie, rozczochrane. Palce u rąk i nóg zrośnięte błoną jak u żab czy ropuch i do tego zakończone długimi, zakrzywionymi szponami. Gdziekolwiek stanął, pozostawiał po sobie dużą kałużę zielonkawej wody.
Niemało napsuł ludziom krwi mielnicki wodnik. Topił domowe bydlątka, miejscowe dziewczęta, które po pracy w polu, po meczącym dniu, kapały się w nurtach Bugu.
Wciągał nawet do wody niewinne dzieci, wabiąc je kolorowymi wstążkami i świecidełkami rozwieszanymi na źdźbłach trzcin. Nie udawało się go przebłagać tradycyjnymi ofiarami z udomowionych zwierząt i snopów zbóż, nie pomagały wypróbowane zaklęcia.
Po pewnym czasie miejscowi nauczyli się unikać rzeki. Głodny wodnik wpadł jednak na iście diabelski pomysł. Na rzece zaczął ukazywać się most widmo. Każdy, kto próbował przeprawić się na drugi brzeg, ginął. Trwało to wiele lat.
Pewnego dnia pojawił się w Mielniku potężny mag rodem z Holandii - Edo van Uchelen. Zmierzał był do Krakowa na królewski dwór, zaproszony ponoć przez samego Kazimierza Jagiellończyka.
Jak głosi legenda, Edo zgodził się przeprawić przez most, pod warunkiem, że wodnik odpowie na trzy jego pytania.
Z zamiłowania do zagadek słyną utopce. Kto wie, może mielnicki wodnik był, więc tak na prawdę utopcem, a może nietypowym wodnikiem? Kurz historii pokrył treść pytań holenderskiego maga i alchemika.
Co jednak istotne dla miejscowych i wędrowców od tego czasu most widmo przestał się ukazywać.
Do dziś dnia w Mielniku nie ma jednak mostu, a przez rzekę można przeprawić się tylko łodzią lub tratwą.
Niektórzy jednak wierzą, że w lata przestępne przy zimowym przesileniu, w bezksiężycowe noce, u podnóża Góry Zamkowej, w pobliżu ruin XV-wiecznego kościoła, ukazuje się już, nie tyle most widmo, co duch wodnika, z każdym rokiem jednak coraz mniej wyraźny, coraz bardziej widmowy.
Tomasz Lippoman
Ze zbioru „Legendy Podlasia’’ wyd. Kreator (2008).